Zastanawialiście się kiedyś, jakby to było wrzucić swoje przeznaczenie na obracające się bębny strzelby? W Buckshot Roulette to właśnie macie – gra, która jednocześnie kocha i nienawidzi waszych nerwów. To nie jest zwykły shooter – tutaj musisz myśleć jak Gambler z Las Vegas, tyle że zamiast karty w ręku masz potężną dubeltówkę i los, który mruga do ciebie niczym diabelski kot z Cheshire.
Mechanika rozgrywki to istny cios prosto w szczękę serwowany na zimno i na czas – gra działa w systemie turowym, więc każdy ruch jest jak test na IQ i szczęście jednocześnie. Masz określoną liczbę naboi i... ot, pusto w lufie – czyli ślepaków (tak, to nie pomyłka). W każdym kolejnym strzale zaciągasz spust, a kula albo uderza w cel albo... No cóż, jeśli wylosujesz ślepak, twoja dusza trochę odetchnie. W praktyce to jak rosyjska ruletka, ale z dodatkową taktyką – trzeba kombinować, kim strzelić i kiedy, bo każdy strzał może być ostatni, a przeciwnik może mieć swoje sztuczki w rękawie (cóż, bardziej w lufie, ale wiecie o co chodzi).
Próbowałem ogarnąć, kiedy najlepiej naciskać spust i… powiem wam, że to jak gra w pokera – czasami lepiej blefować, czasami odpuścić. Interfejs jest prosty: kliknięcie myszki albo tapnięcie ekranu i BAM, losowanie rozpoczęte. Idealne, gdy nagle chcesz wyluzować po ciężkim dniu albo sprawdzić czy masz więcej szczęścia niż rozumu (spoiler: raczej nie).
A wyobraźcie sobie tę chwile, gdy w końcu dojdziecie do ostatniej rundy – każdy nabój ważniejszy niż ostatni kawałek pizzy na imprezie. Wtedy na prawdę poczujesz, jak bije twoje gamerowe serce, a adrenalina może porównać się tylko do ostatniego seta na turnieju albo decydującego frag'a w rankedach. Kto by pomyślał, że turowa strzelanka z dubeltówką może mieć tyle smaku? Buckshot Roulette – to nie tylko strzelanie, to rytuał śmierci i szczęścia, który sprawdza, czy faktycznie masz nerwy ze stali (albo przynajmniej ze stali nierdzewnej). Wasz ruch! GG, łatwo nie będzie.