Szczerze mówiąc, Ucieczka z Jaskini to nie jest kolejny przygodowy klon nudnego symulatora schodzenia pod ziemię. To prawdziwy test strategicznego myślenia i cierpliwości, który wyciągnie z nas każdą szarą komórkę. Sterujemy z trzeciej osoby, a naszym zadaniem jest przemierzanie mrocznych, pełnych pułapek i łamigłówek korytarzy tej przeklętej przepaści. Brzmi banalnie? Oj, nic bardziej mylnego.
Na samym początku myślałem, że to będzie taka prosta sprawa – skakać, biegać i omijać przeszkody niczym w pierwszym levelu Mario. Ale już po kilku minutach czułem, że każdy ruch musi być przemyślany, bo jeden fałszywy krok i... pojemnik z moimi nadziejami na ratunek eksploduje. Prawda jest taka, że kompleksowy system pułapek i sfabularyzowane zagadki logiczne to nie tylko ozdoba - to esencja gry. Wymaga planowania, kombinowania i nie da się przejść “na pamięć”. Coś jakermu Jedi od walki z kważym, serio, trzeba myśleć, a nie tylko migać palcem po klawiaturze.
Co mnie najbardziej zaskoczyło? Dźwięki. Och, te efekty dźwiękowe! Kiedy przesuwam się powoli po wilgotnych, zgrzytających skałach, to słyszę każdy oddający się echo kroczek, jakby jaskinia miała mnie połknąć za chwilę. To potrafi wywołać lekki dreszczyk na plecach, mimo że sam siedzę wygodnie przed monitorem (i piję herbatę, która oczywiście zdążyła wystygnąć). Generalnie klimat jest tu tak gęsty, że aż chciałoby się mieć po swojej stronie jakiegoś streamera od horrorów, żeby wspólnie drżeć ze strachu.
Gra przewiduje też różne podejścia – można iść na spokojnie, kombinować przypominając mi strategie z Civilization, albo próbować przelecieć przez poziomy jak typowy speedrunner zakochany w adrenalince. A jeśli jesteście fanami kooperacji, to niestety tej opcji tu nie uświadczycie (chyba że znajdziecie mod – ale to już inna bajka). Solo team, full focus.
Podsumowując: Ucieczka z Jaskini to wymagająca przygoda, która nagrodzi waszą wytrwałość i dociekliwość. Ja na początku byłem sceptyczny, no bo ile można chodzić po ciemnych tunelach, nie? Ale teraz, po kilku godzinach, wiem jedno – warto było. To nie jest tylko gra, to jakby zagłębić się w łamigłówkę życia (tylko bez kawy). Czy polecam? Chyba tak! Zwłaszcza jeśli lubicie, gdy każda przegrana smakuje jak lekcja, a wygrana jak odkrycie swojego własnego skarbu.