Wyobraź sobie, że wpadłeś do pokoju zagadek, gdzie podłoga to nagle sufit, a ściany zachęcają do spaceru. Brzmi absurdalnie? Witamy w Rotate to Escape, gdzie cała mechanika polega na tym, że możesz obrócić cały loch, żeby zmienić zasady grawitacji. Serio, obracasz mapę niczym pizzę, żeby nie zginąć od latających skrzyń czy tych ohydnych, kolczastych pułapek, które wyglądają, jakby projektował je ktoś z fobią na punkcie stóp graczy.
Na 60 poziomach trzeba znaleźć klucz, który pozwoli ci się wydostać czy łatwo? Nie no, inaczej by to była szybka sielanka. Trik polega na tym, że ciągłe zmienianie perspektywy to nie tylko frajda, ale też wyzwanie dla twojego mózgu i refleksu. Wyobraź sobie, że musisz zrobić unik przed spadającą skrzynią, obracając planszę o 90 stopni a ty w tym czasie myślisz: Hmm, czy to jeszcze pójście do przodu, czy już spacer po suficie?
System rotacji jest tu wręcz geniuszem w swojej prostocie. Cały gierkowy świat nabiera życia za każdym obrotem, bo nagle to, co było podłogą, staje się ścianą, a wpadnięcie w kolce wymaga nie tyle przewagi siły, ile sprytu i timingu lepszego niż u zawodowego klauna żonglującego łańcuchami.
A jeśli myślisz, że tu się po prostu chodzi od klucza do klucza, to mam złe wieści pułapki i przeszkody są rozstawione jak w najbardziej sadystycznym escape roomie. Biegniesz, obracasz, planujesz, modlisz się i nagle boom, spadająca skrzynia zabiera cały twój wysiłek w kosmos. I tak przez kolejny poziom. Poziomy są zaprojektowane tak, że nawet najlepszy speedrunner będzie miał chwilę, by pożyczyć twojej frustracji kubek herbaty.