Wyobraź sobie, że jesteś bohaterem, który za nic w świecie nie odpuszcza bo jego dziecko właśnie wpadło w tarapaty. Tak w skrócie wygląda Pop’s Quest, czyli platformówka, która nie boi się kopać tyłka z energią, jakbyś wypił trzy kawy na raz. Tutaj nic nie ma momentów na luz, bo gra jest szybka, jak sprint do ostatniego autobusu jeszcze zanim zdążysz mrugnąć, musisz już podejmować decyzje i skakać w stylu parkourowego ninja z komiksu.
Co tu jest najważniejsze? Przede wszystkim twoje zwinne sterowanie. Ruszasz się w lewo i prawo za pomocą klawiszy A/D (lub strzałek), a skoki wiadomo W, spacja albo strzałka w górę, bo kto nie lubi mieć wyboru? Szczerze, jak próbowałem opanować ten system, to czułem się trochę jak podczas pierwszych lekcji tańca: nerwowo, ale z każdą próbą coraz lepiej. Skakanie po platformach i omijanie przeszkód wymaga prawdziwego refleksu serio, to nie jest spacer po parku, bardziej jak pogoń za autobusikiem, który zamierza odjechać bez ciebie.
Nie myśl jednak, że to tylko bieganie w lewo-prawo jak nakręcona pszczoła. Pop’s Quest sprawia, że musisz mieć spryt i strategię, bo poziomy są zaprojektowane tak, by zaskoczyć cię w najmniej spodziewanym momencie. Nagle pojawi się przeszkoda (albo i sto), którą będziesz musiał przeskoczyć w ostatniej sekundzie i wtedy możesz mieć ochotę rzucić klawiaturą w kąt, ale hej, przecież to wyzwanie dla prawdziwych nerwów ze stali, nie? I wiesz co? Za każdym razem, gdy uda ci się przejść dalej, poczujesz się jak mistrz świata. GG!
A emocje? No cóż, fabuła wciąga na tyle, że nawet jeśli jesteś betonowym graczem, to poczujesz ten napęd kierujący twoim graczem bo jak nie walczyć, gdy twoim celem jest ratowanie własnego dziecka? Więc jeśli lubisz kiedy platformówki mają trochę więcej serca (i trochę mniej pieprzonej łatwości), to Pop’s Quest może być twoim kolejnym uzależnieniem. A teraz szybciutko na lewo, na prawo, skok i... nie spadnij, bo dziecko czeka!