Balls Impact to gra, która wciąga jak najlepszy popcorn na seansie w kinie! Wyobraź sobie, że jesteś na placu zabaw, ale zamiast huśtawek i zjeżdżalni, masz do dyspozycji piłki, które musisz wystrzelić z taką precyzją, jakbyś chciał trafić w bramkę Messiego. Tak, mówimy o wciągającym połączeniu zręczności i strategii, które sprawia, że nie możesz oderwać się od ekranu.
W tej grze będziesz musiał stawić czoła nieprzewidywalnym przeszkodom, które w każdej chwili mogą pojawić się, jak w życiu, gdy zapomnisz, gdzie zaparkowałeś samochód. Właściwie, to jest tak, jakbyś grał w kulki w supermarkecie, gdzie nagle pojawiają się przeszkody. Masz kilka poziomów, które wzrastają pod względem trudności, a Twoim celem jest zdobycie jak najwyższego wyniku. A dźwięki? Cóż, są tak realistyczne, że czujesz, jakbyś rzeczywiście był na boisku – aż chce się krzyknąć Goooool!
Kiedy pierwszy raz uruchomiłem tę grę, myślałem, że to tylko kolejny klon, ale szybko się przekonałem, że nic bardziej mylnego! Wciągnęło mnie tak, że zapomniałem o czasie. Może to przez te kłopotliwe mechaniki, które zmuszają cię do myślenia jak szachista, a nie jak gracz zręcznościowy. Generalnie, czujesz ten dreszczyk ekscytacji, kiedy celujesz w przeciwnika. Ale co z tym pojawiającym się stresem, gdy piłka leci prosto w przepaść? O matko, to jest jak gra w rosyjską ruletkę!
W grze możesz rywalizować z innymi graczami online, co dodaje całkowicie nowy wymiar emocji. Nic nie cieszy tak, jak wygrana nad kumplem, który zawsze myśli, że jest królem kul. A jeśli chodzi o kooperację – tak, można grać lokalnie na jednym ekranie, co zawsze kończy się śmiechem i przekrzykiwaniem się, kto trafił więcej. I powiem ci, że nie ma nic gorszego niż walka o pilota w trakcie rozgrywki!
To wszystko sprawia, że Balls Impact staje się tą grą, której nie chcesz przegapić. A jeśli zastanawiasz się, czy warto, mówię jasno: tak, to zdecydowanie jeden z tych tytułów, które mogą wciągnąć na długie godziny. Czasami się zastanawiam, czy nie powinienem napisać przestań grać, idź na świeżym powietrzu, ale... no cóż, kto nie kocha piłek?