Witaj w Worms Lines – gdzie farba to twoja broń, a rozum twój najlepszy kumplu! Na 80 poziomach czeka cię prawdziwa łamigłówkowa impreza, której zadaniem jest pokryć płytki kolorową mazią. Brzmi prosto? Ha, nic z tych rzeczy! Jeden fałszywy ruch i Twoja kolorowa kariera może skończyć się szybciej niż maraton serialowy bez popcornu.
Mechanika gry to takie trochę strategiczne malowanie po numerach, ale bez numerów – czyli musisz zbierać kropki w odpowiedniej kolejności i zatapiać podłogę szałowymi barwami. To trochę jak śledzenie przepisu na ciasto, tylko zamiast mąki masz... no, kropki, a każdy ruch wygląda, jakbyś walczył z planszą, a nie tylko ją ozdabiał. I pamiętaj, dziury w planszy nie są tam dla becy – to twoje teleporty do nowych miejsc. Kusi, by rzucić się na nie bez zastanowienia, ale serio, co if utkniesz? Gra pamięta, a ty będziesz się smażyć na tej planszy jak kromka w tosterze!
Gra zmusza cię do myślenia na kilka kroków do przodu – trochę jak szachy z kreskówkowym twistem, gdzie zamiast koni masz kolorowe robaki, a zamiast matu – całą paletę możliwości (i pułapek). Wchodzisz, zbierasz, malujesz, omijasz pułapki i eksplorujesz – a potem próbujesz nie zwariować, bo zakręcenie kierownicą w złym momencie może zakończyć się katastrofą godną najgorszej sesji speedrunu. I wierz mi, próbowałem ujarzmić tę grę... skończyłem z plamami na koszulce i palcem utkniętym na cofnij.
Więc jeśli lubisz gry, które robią z twojej mózgownicy gimnastykę, a przy tym potrafią wymagać szybkie palce, Worms Lines to ten tytuł, który każe ci się nad sobą zastanowić. Bo nie chodzi tu tylko o malowanie – chodzi o to, by nie skończyć kolorem na podłodze. GG na każdym levelu, serio.