Zaczynając z Line Rider, masz wrażenie, że trzymasz w rękach cyfrową kredkę i pustą kartkę — taki minimalistyczny plac zabaw dla kreatywnych nerwów. To browserowa gra, która od 2006 roku, choć prosta jak budowa cepa, wciąga jak dobry mem od Stuu czy frizy. Nie ma tu fabuły, bossów do bicia ani klasycznych questów – co najwyżej parę linii, na których śmiga sobie mały rider na sankach, a ty decydujesz, gdzie i jak powstaje tor. Prosty setup, ale zarazem szansa na kreatywne szaleństwo rodem z najlepszych sandboxów.
Generalnie rysujesz na ekranie, korzystając z różnych rodzajów linii, które mają swoje znaczenie: niebieska to twardy grunt, na którym rider śmiga bezpiecznie, czerwona to taki turbo boost, a zielona – moment zwalnia (tak jak na drodze, gdy wpadniesz na korek). Zabawa zaczyna się, gdy naciskasz play i oglądasz, jak twoja sanki-rzeźba ożywa, toczy się, skacze, wali na pysk albo przejeżdża bezbłędnie. Przyznam, na początku myślałem, że to jakieś proste rysowanie, ale z czasem zacząłem tworzyć całe ścieżki pełne śmigających backflipów i epickich pętli (oj, da się! – kto by pomyślał?). Szczerze mówiąc, czułem dreszczyk emocji, gdy rider przelatywał nad kolejnymi wymyślnymi przeszkodami, a innym razem miałem ochotę rzucić laptopem po kilku spektakularnych crashach (znacie to, nie?!)
No i najfajniejsze jest to, że nie ma tu ograniczeń. Chcesz połączyć to w coś jak pociągowy rollercoaster z gier z serii Trackmania? Proszę bardzo. Marzysz o zawracaniu tak zakręconym, że sam Newton by się zdziwił? Dawaj. To twój plac zabaw i choć mechanika jest prosta – bazuje na fizyce, więc każdy skok i odbicie czuć jak prawdziwe – to daje mega satysfakcję. Tu już sprawdza się cierpliwość i oko stratega, a jak się znudzi, można rzucić znajomym wyzwanie online albo wspólnie kombinować nad jakimś absurdalnym torem (brzmi jak świeży odcinek z Krzysiem i jego ekipą, nie?).
W skrócie: Line Rider to klasyk, który nigdy się nie nudzi – jak dobre wspomnienia z dzieciństwa i ulubiona kanapka w szkolnej świetlicy. Idealna dla tych, co lubią kombinować, planować ruchy i rozkładać tor jak partię szachów, tyle że zamiast pionków masz małego saneczkarza. Jeśli szukasz gry na chill, kreatywny trening czy po prostu chcesz się poczuć jak architekt swojego własnego mini świata, to Line Rider to strzał w dziesiątkę. Warto spróbować – chyba że boisz się, że skończysz jak ja, klikając undo tysiąc razy i mrucząc pod nosem 🙂