Jeśli zawsze marzyłeś o tym, żeby zostać botanikowym ninja, czyli kimś, kto nie tylko bierze kwiatki do ręki, ale robi to z klasą i bez zrobienia z rośliny miazgi to Flower Collection jest dla Ciebie. Ta gra to taki cyfrowy spacer po łące, gdzie każdy krok to potencjalne spotkanie z czymś pięknym i rzadkim. I serio, nie myśl sobie, że tu tylko będzie chodzić i patrzeć to trochę jak próba znalezienia ulubionych skarpetek po praniu, ale zamiast skarpetek, buszujesz za magicznymi kwiatami.
Podstawowym rdzeniem mechaniki jest eksploracja, ale nie taka bezmyślna. Musisz uważnie rozglądać się po środowisku, szukać wskazówek jak detektyw z zamiłowaniem do zieleni. Kwiaty nie rosną ot tak sobie, to trochę jak pudełko czekoladek życia nigdy nie wiesz, co ci się trafi, ale jeśli nie patrzysz pod odpowiednim kątem, żadna rzadkość cię nie zauroczy. Do tego dochodzi fajna sprawa z używaniem odpowiednich narzędzi to nie jest “łapiesz i uciekasz”, bo jeśli zgubisz gdzieś delikatności i precyzji, narażasz sobie kolekcję na... no, spore smutaski.
Na początku próbowałem rozgryźć te wszystkie metody zbierania kwiatów, ale wyszło z tego coś na poziomie MasterChefa kuchni roślinnej wielki bałagan i kilka zgniecionych pączków. Ale właśnie w tym tkwi smak gry, bo jej delikatna zagadka polega na rozpracowaniu, jak nie zrobić krzywdy naturze. A żeby było jeszcze ciekawiej, każdy znaleziony kwiat dopisujesz do swojego encyklopedycznego albumu z opowieściami i ciekawostkami, które sprawiają, że czujesz się trochę jak Roślinny Indiana Jones. Masz wrażenie, że ta gra uczy cię więcej niż niejedna lekcja biologii, tylko bez tej całej szkolnej nudy.
Podsumowując: to nie jest typowa “biegaj i strzelaj” produkcja. To gra dla tych, co lubią powolne spacery i momenty wow. Myślisz o tym, że zwykła eksploracja może stać się intelektualną rozgrywką? No właśnie. I pamiętaj pierwszy raz zabierając się za polowanie na kwiaty, możesz skończyć z rękami w ziemi i pytaniem “dlaczego?” ale to całe zbieranie roślin to naprawdę kwiat życia w grze. GG, natura!