Wyobraź sobie, że jesteś Ultrahero – takim supermocarstwem na sterydach – i zamiast spokojnego dnia, dostajesz falę potworów, które mają za nic Twoją twarz. Brzmi jak kolejny standardowy bijatyk? No pewnie, ale Ultrahero Vs Monsters Royale Battle miesza to z taką dawką tower defense, że nawet wieżyczki zaczynają czuć się jak na polu bitwy. I serio, ta fuzja jest jak kawa z mlekiem, tylko że bardziej wybuchowa.
Walka jest w 3D, więc nie tylko machasz pięściami, ale musisz ogarniać przestrzeń – tu nie ma miejsca na kliknąłem i wygrałem. Pojedynki to combo szybkiego refleksu i zmysłu strategicznego, bo przeciwko falom potworów stawiasz wieżyczki, które pomagają Ci trzymać tyły, podczas gdy Ty lecisz na pierwszą linię. Czujesz ten dreszcz, kiedy wiesz, że jak Twoje defense się sypnie, to można powiedzieć: GG. A wieżyczki? Trzeba je rozstawiać z głową, bo nie chcesz przecież, żeby jakiś troll przeszedł jak burza przez Twój bazowy bufet.
Na początku próbowałem ogarnąć to craftingowo-budowlane coś – no i powiem Wam, wyszło mi mieszanina rodem z MasterChefa, tylko że kompletnie niedoświadczonego (serio, kto to testował?). Ale z czasem mechanika ustawiania obrony staje się niemal lekarstwem na nerwy potwornych hord, które nie odpuszczają. Poza tym, walka z tymi stworkami to tak jak wbijanie się na szczyt w LoL-u – jeden błąd, a Twoja plansza może wyglądać jak po przejściu tornada.
Więc jeśli lubisz, gdy adrenalina miesza się z potrzebą planowania dwóch kroków do przodu, a do tego nie boisz się paru śmiesznych potknięć podczas założenia strategicznej wieżyczki, to Ultrahero Vs Monsters Royale Battle może być Twoim nowym guilty pleasure. Aha, i przygotuj się na takie momenty, kiedy zrozumiesz, że Twoje palce mają więcej roboty niż skrzypek na koncercie symfonicznym!