Więc wyobraź sobie, że jesteś Tytanem nie tym z mitów, a prawdziwym gigantem, który zamiast delikatnie pukać, woli rozwalić wszystko w pył. W Tytanowym Burzycielu Murów masz właśnie tę robotę: łamać mury jakby to były ciasteczka na popołudniową herbatę. Mechanika gry wyróżnia się tym, że nie wystarczy tłuc na oślep chociaż przyznam, czasem to jedyna opcja, kiedy poziom trudności zaczyna przypominać główny boss fight z twoich koszmarów.
Sama walka z fortyfikacjami to coś jak tetris ze zniszczeniem musisz strategicznie wykorzystać swoje zdolności, by każda ściana padła jak domino. Kto by pomyślał, że planowanie kolejnych ruchów jest równie ważne, co rozwalanie? Możesz czuć się jak szachista gigantów tylko zamiast pionków, przesuwasz kawał dobrej stali i magii. A gdy dołożysz do tego labiryntowe przeszkody i wymyślnych przeciwników, masz przepis na miks Godzilla spotyka escape room.
Jeśli chodzi o umiejętności specjalne, to twoje tytaniczne combo to czysta przyjemność eksplozje tu, miażdżenia tam, a wybuchy ścian jakby ktoś puścił petardy na sylwestra. To trochę tak, jakby dać Hulkowi pilota do telewizora i powiedzieć: Niszcz ten kanał i ten też. I serio, spróbuj użyć tych zdolności na odpowiedni moment, bo przegapienie chwili na aktywowanie najpotężniejszego ataku to tak jak zapomniać o ostatnim metrze biegu i polec w piach.
Co do eksploracji widok tych pnących się murów i zakamarków jest jak z najlepszych gier z otwartym światem, ale zamiast zbierać kwiatki, grasz tu o przetrwanie w grze w kotka i myszkę z pułapkami. Zresztą, kto nie lubi adrenaliny, gdy próbujesz przejść przez przeszkody, a twój gigant zamiast płynnego kroku robi teatrzyk Nie potrafię skakać?
Na serio, jeśli chcesz chwilę poczuć się jak demolka na gigantyczną skalę, Tytanowy Burzyciel Murów może okazać się twoim nowym guilty pleasure. No i pamiętaj: czasem trzeba planować, innym razem po prostu walić wszystko na oślep nierzadko to ta druga metoda działa najlepiej! GG i do boju!