Jeśli myślisz, że obrona bazy to bułka z masłem, to Stickman Guys Defense szybko sprowadzi cię na ziemię – i to z impetem! Ta tower defenseowa petarda pozwala ci sterować drużyną dzielnych patyczków-wojowników, którzy wyglądają, jakby mieli więcej przebiegłości niż rozumu. Strategiczne ustawianie jednostek to tutaj klucz – bo gorzej niż źle postawiony łucznik, jest tylko taki, co stoi i macha łukiem w powietrzu, podczas gdy potwory są już prawie u bram.
Podstawowym mechanicznym smaczkiem jest możliwość ulepszania zdolności i ekwipunku swoich wojaków – i to nie za pomocą magicznych ziół, tylko porządnego systemu upgrade’ów, który pozwala ci kreować mieszankę śmiercionośną niczym epickie buffy na arenie. Archery, swordplay i inne patyczaste spec od pojedynków – każdy z nich ma swoje wady i zalety, które trzeba umiejętnie zgrywać, jeśli nie chcesz, żeby bazę rozjechali jak hot-doga na stadionie.
Zresztą sama walka to prawdziwy rollercoaster – fale przeciwników nadciągają nieustannie, a ty jesteś jedyną przeszkodą między nimi a twoim punktem zapalnym. Czyli: więcej jak ustaw sort niż klik, czekaj, wygrana. No i pamiętaj – jeb, jeb, jeb! (tudzież: strzał, cios, upgrade), bo tylko tak masz szansę zostać mistrzem obrony. I chociaż czasem miałem ochotę rzucić myszką, gdy potwory nagle zaczynały swoją ofensywę z zaskoczenia, to właśnie ten chaos jest esencją rozgrywki.
Kto by pomyślał, że pilnowanie bandy patyczaków może być aż tak satysfakcjonujące? A jeśli pierwsza walka skończy się GG, to spokojnie – gra daje spore pole do eksperymentów z ustawieniami i kombinacjami jednostek. W końcu, kto nie lubi dobrego challenge’u z odrobiną patyczastego szaleństwa?