Parking Frenzy to taki tytuł, który z miejsca każe ci zapomnieć o tym, co myślałeś, że wiesz o grach samochodowych. Zapomnij o pedałach, kierownicach i pro kombinacjach sterowania – tutaj jedyną rzeczą, której potrzebujesz, jest palec gotowy do magii. Tak, serio – zamiast męczyć się z ujarzmianiem sprzęgła, po prostu przesuwasz palcem po ekranie, rysujesz trasę i... voilà! Twój samochód jak po sznurku sunie prosto do wymarzonego parkingu.
Mechanika gry opiera się na prostej, ale piekielnie wciągającej kontroli ruchem. Wygodna i intuicyjna, choć nie daj się zwieść – łatwo tu się pomylić i skończyć jak w realnym życiu na trawniku albo, co gorsza, obok swojego miejsca postojowego. A tych miejsc jest mnóstwo, a każde kolejne wyzwanie kręci poziom trudności do góry jak ciśnienie przed pierwszym spotkaniem z szefem. Sterowanie palcem to trochę jak próba zaparkowania na ciasnym osiedlu w piątkowy wieczór – niby wszystko jasne i proste, ale jedno fałszywe muśnięcie i masz... no, dyskusję z sąsiadem.
Gra nie ogranicza się jednak do statycznego parkowania. Dynamiczne środowiska dodają pikanterii, bo czasem w drodze do miejsca musisz omijać niespodziewane przeszkody albo jeździć po lekko śliskiej nawierzchni (niezłe pole do popisu dla tych, co lubią się trochę poślizgać - oczywiście wirtualnie). Serio, moment, kiedy próbujesz przemycić auto do parkingu, a tu nagle, bum, dziecko wybiega na ulicę albo kura decyduje się na spacer – trochę adrenaliny nie zaszkodzi.
I wiecie co? Mimo tej całej prostoty, Parking Frenzy potrafi wciągnąć jak najlepszy serial. Pierwsze poziomy masz na luzie, ale potem dopiero zaczyna się jazda bez trzymanki (no dobrze, trzymanie jest, ale to metafora). I nie raz zdarzyło mi się rzucić palcem o biurko, bo akurat wślizgnąłem się prosto na krawężnik zamiast do lukrowanego miejsca parkingowego – GG, mówiąc krótko.