Jeśli myślisz, że koszykówka to tylko poważne mecze i skomplikowane statystyki, to Koszykówka Uniwersytecka zaraz wywróci twój świat na tęczową stronę parkietu. Ta gra to jakby ktoś wziął legendy boiska, wrzucił je do blendera z porcją kreskówkowego szaleństwa i podał ci na szybkie, arcade’owe party gdzie każdy rzut, blok i wsad to prawdziwa petarda!
Zacznijmy od mechaniki rozgrywki: tu wszystko gna na pełnej prędkości. Kontrola drużyny jest intuicyjna, ale nie daj się zwieść musisz się wykazać odrobiną zręczności i sprytu, by wyprowadzić idealny atak 3-punktowy albo wykonać efektowny wsad, który za każdym razem sprawi, że poczujesz się jak NBA MVP. A gdy wchodzisz w Oberwację z drugim graczem? Przygotuj się na brutalne wyzwanie, bo w trybie dla dwóch osób nawet twój najlepszy kumpel może okazać się twoim najgorszym koszmarzem i to bez potrzeby nerfów, serio.
Na boisku gra jest równie zabawna, co chaotyczna. System sterowania pozwala na szybkie przełączanie się między zawodnikami i wykonywanie kombinacji ruchów, które robią wrażenie (przynajmniej do chwili, gdy zderzasz się z przeciwnikiem niczym z betonową ścianą tak, to boli). Z kolei dynamiczne mecze mogą trwać od kilku minut (idealne dla zabicia czasu w kolejce do fryzjera) do pełnoprawnych turniejów, gdzie naprawdę trzeba się skupić, żeby nie skończyć ze zdobyczami zbieranymi na poziomie dziecięcym.
I, serio, spróbuj ogarnąć kampanię jednoosobową to trochę jak nauka jazdy na deskorolce bez kasku. Po pierwszych meczach sądziłem, że moje palce zaraz wyślą mi listę skarg, ale po chwili zaczynasz czuć flow kiedy wpadniesz na idealny rytm wymijania przeciwników i nagle masz pewność, że wszystko jest możliwe (buzzer-beater na zero sekund? GG!).
Podsumowując: jeśli szukasz szybkich, zręcznościowych wrażeń z nutą humoru i kreskówkowego luzu, i potrafisz docenić, gdy gra nie bierze się zbyt serio, Koszykówka Uniwersytecka właśnie wjechała na Twój ekran jak wsad prosto w serce nudnych piłek nożnych. A pamiętaj czasem lepiej rzucić się na boisko bez spiny, niż przeciągać mecz, który i tak skończy się buzzer-beaterem (albo śmiechem z własnych potknięć).