Drunken Slap Wars to gra, która sprawi, że poczujesz się jak w ulubionym barze z kumplami – tylko że zamiast piwka w ręku masz kontroler, a zamiast strefy komfortu, sprowadzisz się do strefy totalnej absurdalności. Wyobraź sobie, że jesteś wśród najlepszych przyjaciół, z którymi rywalizujesz w slap n' slap, a jedyną zasadą jest to, że musisz być lekko... no cóż, nietrzeźwy. O tak, to będzie jazda!
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to niesamowita grafika, która jest tak kolorowa, że aż przypomina tęczową tęsknotę za piątkowym wyjściem. Postacie są przerysowane, czasem wręcz groteskowe – co idealnie oddaje klimat chaotycznych bitew slapów. Kiedy pierwszy raz uruchomiłem tę grę, miałem wrażenie, że wpadłem do krainy memów i nieodpowiedzialnych decyzji życiowych. Serio, nie wiem, co bardziej mnie wciągnęło – sama rozgrywka czy niesamowite animacje, które są jak w najlepszych komediach.
Gra skupia się na prostocie – wybierasz swoją postać, a potem... po prostu zaczynasz bić się w twarz. Słyszysz jak postacie wybuchają śmiechem, a ich slapujące dźwięki są tak realistyczne, że czuję dreszczyk emocji, gdy widzę, jak mój przyjaciel wpadł w szał, gdy jego postać została spacyfikowana przez jakiegoś latającego w gorączce barmana. Drunken Slap Wars oferuje wiele trybów, od lokalnej kooperacji po szaloną rywalizację online, w której możesz wspólnie z przyjaciółmi, walczyć na jednym ekranie lub w sieci.
Ogólnie rzecz biorąc, gra jest jak ketchup na frytkach – całkowicie nieodpowiedzialna, ale nie możesz się powstrzymać, żeby nie zjeść jeszcze jednej porcji. Z początku myślałem, że to będzie tylko kolejna gra w stylu przebij się przez tłum, ale... po kilku rundach zdałem sobie sprawę, że to jest jak nauka tańca – niby łatwe, ale w momencie, w którym myślisz, że opanowałeś krok, ktoś cię slapuje z zaskoczenia!
Może nie jest to gra na poważnie, ale dla mnie stała się fenomenem, który na pewno zagości na moich wieczornych maratonach gamingowych. Aha, i pamiętaj – nie próbuj odtworzyć tej zabawy w prawdziwym życiu, chyba że chcesz zyskać wrogów na zawsze…