Wchodzisz do Survive Squad i nagle uświadamiasz sobie, że bycie dowódcą drużyny w świecie pełnym katastrof to mniej grillowanie kiełbasek, a więcej jak nie zginąć? To takie połączenie strategii z RPG, gdzie każda decyzja waży bardziej niż poranna kawa serio, bez niej tu nie pogramy. Twoim zadaniem? Prowadzić bohaterów do przetrwania, chociaż czasem mam wrażenie, że to ja robię za mięso armatnie…
Mechanika zarządzania plecakiem jest tu jak mini gra w układankę zbierasz bronie i kombinujesz, jak je najlepiej ułożyć, żeby nie wyglądało to jak chaos po imprezie. A gdy już się pomęczysz z organizacją, możesz łączyć bronie tego samego typu, by uzyskać potężniejsze wersje. Trochę jak eksperyment w kuchni próbujesz zmieszać dwie rzeczy i wychodzi ci... lepszy miecz. Przynajmniej tak jest, póki nie skończyłem z trójgłowym nożem, który wyglądał jak z Blade Runnera. GG!
Jeśli myślisz, że to tylko klikaj i walcz, to zaraz uznasz, że na polu bitwy nie wystarczy być OP tu strategia i rozstawienie ekwipunku działają jak rundki w szachy, tylko z większą adrenalinką. Próbowałem ustawić swoich bohaterów jak rooków i gońców, a oni zaczęli biegać na oślep no cóż, chyba czas na nerfy czy buffy, bo chaos jest tu normą. Pierwsza potyczka? Moja klawiatura była o włos od lotu przez okno, serio.
Podsumowując: jeśli masz nerwy ze stali i lubisz kombinować, jak nie dostać w zęby co pięć sekund, Survive Squad to miejscówka dla ciebie. Tylko pamiętaj to nie jest gra dla tych, którzy lubią przewidywalność. Tutaj każda misja to rollercoaster, a ty jesteś tutaj, by przetrwać więc, gotowy na przygodę, dowódco?