Get To The Chopper to taka strzelanina, gdzie serio, możesz poczuć się jak w filmie akcji – jedziesz na pełnej i nie ma czasu na przerwy na kawę. Główny cel? Dotrzeć do śmigłowca ratunkowego, zanim przeciwnicy zrobią z Ciebie swojego nowego trofeum. Brzmi prosto, ale uwierz, to nie spacerek w parku.
Mechanika gry opiera się na pełnej personalizacji uzbrojenia. Masz swój zestaw broni – podstawową strzelbę, drugą broń na wszelki wypadek, granaty (to jak bank energii wybuchowej) i coś na bliskie starcia, bo kto wie, kiedy wróg cię dogoni. W praktyce to trochę jak składanie idealnej playlisty na imprezę – musisz dobrać tak, żeby każdy kawałek działał na twoją korzyść. I tak, próbowałem ogarnąć crafting, ale mój arsenał wyglądał jakby Gordon Ramsay miał z nim problem.
Dynamiczne pola walki od lasów po pustynie są jak zmieniające się levele w jakiejś szalonej planszówce: raz musisz się kryć za drzewem, a za moment już lawirujesz między kaktusami i stertami piasku. A wiesz, jakie fajowe jest to, że każdy skrawek mapy wymusza inny styl – nie możesz iść na noże cały czas, serio, nerf taktyki biegam i strzelam do wszystkiego przydałoby się nazwać strategią na początek.
Najlepsze w tym wszystkim? Konflikty z falami wrogów. To nie jest nudne klikanie, gdzie każdy padnie na jedno kikuty, no nie! Musisz uważać na tempo, korzystać z otoczenia i perfekcyjnie wyczuć moment na rzucenie granatem – inaczej spadasz szybciej niż twoje morale po drugim headshocie. Miałem ten moment, kiedy pierwsza walka o helikopter zamieniła moją kontrolę w chaos, prawie mi klawiatura wypadła przez okno. Serio, kto testował ten timing?
Podsumowując, jeśli lubisz, gdy mechanika walki jest szybka, porywająca i wymaga trochę myślenia między strzałami, Get To The Chopper to miły zastrzyk adrenaliny. No i hej, kto nie chce poczuć się jak bohater filmu akcji z własnym uzbrojeniem? GG, bierzmy te helikoptery!