Wyobraź sobie, że masz arsenał godny najlepszych akcji z Hollywood, tylko że zamiast grać bohatera, masz za zadanie siać absolutny chaos (i zbierać przy tym błyszczące monety, bo przecież każdy lubi trochę bling-bling). Tak właśnie wygląda Gun Rush – gra, która na pierwszy rzut oka wydaje się prostą strzelanką, ale w środku kryje niezłą mechanikę, która potrafi wciągnąć bardziej niż poranna kawa (a uwierz, to nie lada wyzwanie).
Sterowanie? Piece of cake! Klikasz, strzelasz, a twoja postać... biegnie w przeciwną stronę jak ktoś zupełnie nieogarnięty na moloprzyjęciu. Brzmi jak zabawny chaos? Właśnie tak jest! Ten unikalny system poruszania się to trochę jak chodzenie na lodzie – musisz się nauczyć, kiedy i gdzie odpalić ogień, żeby nie wykręcić sobie cyfrowej kostki. Serio, zdarzyło mi się kilka razy przycisnąć strajka i... no cóż – biegałem w tym chaosie jakbym oglądał siebie w zwolnionym tempie.
A potem jest ta najlepsza część – zbieranie monet i odblokowywanie broni. Każda nowa zabawka ma swój unikalny styl gry (czasem bardziej OP, czasem czas do nerfa, ale hej, kto by się tym przejmował przy tylu eksplozjach?). To trochę jak kolekcjonowanie kart Pokémonów, tylko zamiast słodziaków mają kieł, świecące lufy i brutalne efekty dźwiękowe. Irytujący level boss? Powiedzmy, że moje nerwy na ten moment były wystawione na poważną próbę – ale po kilku podejściach okazało się, że jest całkiem wykonalny, zwłaszcza gdy udało mi się ogarnąć tę szaloną dynamikę ognia i biegu.
Podsumowując – Gun Rush jest jak impreza, która miała być elegancka, ale skończyła się na parkiecie pełnym tańczących ze ścierkami. Proste mechaniki, które na oko wyglądają, jakby ktoś zapomniał zrobić tutorial, a w praktyce potrafią totalnie zawrócić w głowie. Jeśli lubisz gry, gdzie naciskasz spust i modlisz się, żeby twoja postać nie biegła tam, gdzie boisko nie ma bramek – to zdecydowanie gra dla Ciebie.